25 cze 2022

Souk El-Gamal

W każdy piątek dzień pracy zaczyna się bardzo wcześnie, około 3 rano. Słońce jeszcze śpi, ale wielka brama wjazdowa na teren targu się otwiera i pierwsi poganiacze wielbłądów zaczynają się krzątać. Zjeżdżają kupcy z całego Egiptu, sąsiedniej Libii, Algierii, także Tunezji i Maroka. To największy targ wielbłądów w regionie. Birqash, 45 kilometrów na północny zachód od Kairu.

Miejsce zatrzymało się w czasie. Sprzedawcy przekazują fach z ojca na syna. Płatność tylko gotówką. Kto nie ma pieniędzy, transakcję zapisuje w starym podartym zeszycie i ma osiem dni na oddanie długu. Momenty transakcji też nie zmieniają się od pokoleń. Zainteresowani kupcy otaczają wielbłąda wokół i tłuką go kijami. Przerażone zwierzę stara się wyrwać z tego kręgu piekła i uciec. Poganiacze mają doświadczenie. Zawiązują wcześniej przednią nogę zwierzęcia. Ale i tak, co bardziej zdeterminowane dromadery nawet na trzech nogach skutecznie rzucają się do ucieczki. Biegają sprawnie. Poganiacze w długich galabijach i sandałach muszą się zdrowo natrudzić, żeby złapać uciekiniera. Na placu, co chwilę widać pościgi za marzącymi o wolności zwierzętami. 

Na głównym „parkiecie” sytuacja wygląda podobnie, tylko, że od prezentowania i tłuczenia kijami, są już specjalni poganiacze. Swoją pracę wykonują z taką pasją, jakby mieli płacone od każdego zadanego ciosu. Okładają grzbiet i garb. Po co się bije zwierzęta? Po pierwsze, tak się robiło od pokoleń; po drugie, jest to forma sprawdzenia jakości wielbłąda. W WWF wywołuje to zgrzytanie zębów, ale poganiacze nie zamierzają zmieniać swojej tradycji. A do zębów wielbłądzich też zaglądają, ale to już w drugiej kolejności. Na finalizację transakcji. Sprzedanego wielbłąda zaznaczają sprejem i wprowadzają na arenę kolejnego. Tu sprzedawane są najlepsze sztuki. Publiczność jest liczna, mimo że widziała ten spektakl już setki razy. 

Podczas dnia handlowego właściciela zmienia nawet 2 tys. wielbłądów. Cena - od tysiąca dolarów za najsłabsze sztuki. A tych nie jest wcale mało. Aby dotrzeć do Birqash muszą czasem pokonać i tysiąc kilometrów. Spędzają w trasie łącznie około trzech miesięcy. Idą przez Sudan, Erytreę i Somalię. Te, które jadą tu ciężarówkami, wcale nie mają lepiej. Nikt nie troszczy się o swój towar. I tak każdy znajdzie kupca. Najlepsze trafią do karawan, część pójdzie na dalszy handel do krajów ościennych, do pracy na roli i zdjęć z turystami, najsłabsze do rzeźni pod nóż.

Najbardziej wartościowe są te z Sudanu. Szczególnie z miast Limrat i El Obeid. Najbardziej wartościowe dla rzeźnika. Podobno mają niezrównany smak mięsa. Zapewnia to ich niezwykła dieta: drobna ciernista roślinność, gałązki, suszone liście i mięso rybie. Cena młodego wielbłąda sudańskiego to pięćset dolarów. 

W okolicach południa wszystko cichnie. Ostatnie transakcje są dobijane, poganiacze rozchodzą się na zasłużoną herbatę i nargilę. Teraz już będą tylko gadać i odpoczywać. Jutro ruszą w drogę powrotną do domów. Malownicze miejsce, chciałoby się pomyśleć. Kierowca Ahmed, jakby słysząc te myśli, cedzi przez zęby - Nie lubię tego miejsca, nie podoba mi się tu. I przestaje się odzywać. 

Rozmowę utrudnia także straszliwy odór sąsiedniego wysypiska śmieci, które w dużej części płonie, czuć też fetor rozkładającego się truchła. Co kilkadziesiąt metrów leżą martwe wielbłądy. Głowy poodcinane. Ciała wzdęte i szare od kurzu. Zbyt duże, by je zepchnąć na pobocze. 

Wracamy w milczeniu. Ale o czym tu gadać z Egipcjaninem, który nad Mohameda Salaha przedkłada Ruuda Gullita?







































z


















***