5 wrz 2014

tallin

W jednej z tych darmowych gazet, które występują w każdym dużym mieście na świecie, był rysunek: dwie butelki wódki połączone ze sobą szyjkami, tworząc jednolity organizm. Jedna podpisana Suomi, druga Eesti. Wiadomo, że Tallin dla Finów jest pierwszym większym barem poza rogatkami Helsinek. Co weekend wysypują się hurtem z promów i pędzą do barów tratując wszystko i wszystkich, jeśli staną im na drodze. Estończycy mówią na takich „turystów” nasi czworonożni przyjaciele. Cóż, gdy alkohol jest cztery razy tańszy, można pozwolić sobie na wiele. Natomiast dla Estończyków Skandynawia to kraina do której wzdychają, czując się bardziej mieszkańcami półwyspu niż Wschodnimi Europejczykami. 

Jednak tak na chłodno, to najbliżej Tallinowi do dawnej Hansy. Więcej tu Gdańska niż Helsinek. Z ciekawostek to najpopularniejsza jest kuchnia włoska. Pamiątki głównie z Wehrmachtu i postradzieckie. Do tego trochę lnu, marcepana i drewnianego durnostojstwa. No i obrzydliwie drogo. Lepiej się wybrać na południe Włoch. Kamieniczki równie ładne, kuchnia lepsza, pogoda gwarantowana, a i parę euro więcej w kieszeni zostanie.
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz