17 lip 2022

ateny 2.0

Ateny nie wdzięczą się do turysty. Mają taką historię, że nic nie muszą. I świetnie o tym wiedzą. To raczej ty musisz się dostosować do nich. Pierwsze podejście okazało się porażką. Te listopadowe były przygnębiające. Puste, ponure, zamazane graffiti. A teraz? Rozświetlone kwietniowym słońcem i błękitem nieba iście pocztówkowym. Wypełnione ludźmi i otwartymi kawiarniami. Jakieś takie rześkie i uśmiechnięte. Jakby krew po zimowym śnie zaczynała krążyć mocniej w arteriach miasta. Może tak wiosna tu wygląda? Aż chce się wspinać na Anafiotikę. Słońce bawi się grą cieni, które na licznych muralach przydają im jeszcze więcej atrakcyjności. Kwiaty we wszystkich kolorach, zieleń aż bucha soczystością. Wąskie uliczki pachną do obłędu. Jest wczesny ranek, więc pusto i można się sycić ciszą i obrazkami, jak z kiczowatych malunków dla turystów, gdyby nie okazywały się prawdą. To jeszcze Ateny czy już greckie wyspy? Z pobielonymi domami i widokiem na morze. Ale wystarczy zrobić zwrot o 180 stopni i zadrzeć głowę do góry. Ateny. Na szczycie kilkudziesięciometrowego klifu majestatycznie prezentuje się Akropol. Trzeba zostawić uroczą wioskę w sercu wielkiego miasta i wspinać się dalej. Ku korzeniom cywilizacji. Zapuściły się głęboko, bo ziemia tam jałowa. Ale i tak doczekały się swoich poetów. Klasyczna kupa kamieni. Ale za to jakich. Robią wrażenie. 


Wiosną nawet antykwariusze są bardziej ludzcy. Kiedyś na pytanie o cenę starych fotografii sprzedawca rzucił 10 euro za sztukę, teraz za cztery zdjęcia cena brzmi 2 euro. Słońce poprawia humor i łagodzi charaktery handlowców. Pierwsze to zdjęcie komunijne dziewczynki. Zbiorówka w ogrodzie, może gdzieś pod kościołem. Na zdjęciu głównie starsi, rodzice, dziadkowie. Drugie, to klasyka gatunku z całego świata. Zdjęcie przy nowym telewizorze, pierwszym w rodzinie. Stoi na stoliku, bardzo wysoko, matka ledwo opiera się ramieniem o niego, ojciec w mundurze wojskowego po drugiej stronie, dwójka dzieciaków na krześle przed, pewnie jakieś wczesne lata 60. Trzecie, to klasyczny portret faceta. Pulchny, gładko uczesany do tyłu, ładnie przystrzyżony wąs. Garnitur w prążki, poszetka, biała koszula, ciemny krawat ze szpilą. Z tyłu data 1932. I czwarte, moje ulubione. Pierwsze wyjście na wrotki. Dziewczynka może ze dwanaście lat, spódnica do kolan, sweterek, białe skarpetki i wrotki. Kurczowo trzyma się murku, nie umie jeszcze złapać równowagi. Roześmiana, skupiona, próbująca uchwycić, o co chodzi w tych wrotkach. Z tyłu też jakieś napisy, ale cieżko rozszyfrować, pozostaną tajemnicą. Ale nie trzeba wiedzieć wszystkiego. W tych zdjęciach to jest właśnie najciekawsze. Tajemnica. To my sobie dopowiadamy historie. Wymyślamy, kim mogą być bohaterowie, czym się zajmują, co wydarzyło się na zdjęciu.  


Tysiące zdjęć cyfrowych nie wywołają żadnych emocji. Znikną na twardych dyskach. Przyszli antykwariusze nie będą nimi handlować. 


Ateny dostały drugą szansę. Wykorzystały ją. 































 








 

 

 

 

 






























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz